wtorek, 1 czerwca 2021

Huśtawka

 Dziś będzie krótko, wiele się dzieje. Ale w dobie za mało mi godzin.

Wkręt w kole, przełożenie szczepienia, zabrakło dawek i próba narzucenia zmiany szczepionki - czuję, że pękam. Poczucie bezradności wzięło górę. Dopadła mnie myśl, że nie radzę sobie z życiem. Że dwie prace dorywcze, studia, zaliczenia, zbliżająca się sesja i staż to dla mnie stanowczo za dużo. Że jestem beznadziejna. Szkoda, że mam daleko do morza. Ponoć łzy w słonej wodzie tracą smak.

Po 20 minutach rozpaczy, bo tylko na tyle mogę sobie pozwolić, zbieram się w garść i idę do pracy. Wracam w lepszej formie. Poczucie sprawczości wróciło. Wrzucam wyższy bieg i znów zasuwam na najwyższych obrotach. I wszystko jest pięknie, znowu jestem okej. Do następnej porażki, która będzie o jedną za dużo. Do następnego razu, gdy znów wszystko wyjdzie spod kontroli. 

A potem znowu rozwinę skrzydła. Bo terminy będą mnie gonić. I jak zawsze udowodnię jaka to jestem porządna i zorganizowana. I nikt się nie dowie, że to tylko pozory. 

Później przyjdzie ulga, dwa tygodnie na wzięcie oddechu przed kolejnym maratonem. Bo taki ze mnie maratończyk. 



wtorek, 25 maja 2021

Dziwne - niedziwne akcje

    Stoję na przystanku czekając na tramwaj. Obok siedzi starszy facet. Patrzy na mnie i coś mówi. Nie dosłyszałam, więc pytam o co chodzi. A on "słucham?". Więc stwierdzam, że może do siebie gadał i się wycofuję "nic nic". Po chwili znów coś mówi, słyszę "coś tam 2.20". Ma poprawnie założoną maseczkę (mimo, że na zewnątrz już nie trzeba), więc nie jestem pewna czy dobrze usłyszałam. Wyjaśniam, że przez maskę nie słyszę co mówi. Zdjął ją i pyta czy mogę mu dać 2.20. Tramwaj już stoi na światłach. Zgodnie z prawdą mówię mu że nie mam przy sobie drobnych, zazwyczaj płacę kartą. A on - czy kupię mu w takim razie bilet. Stwierdzam, że dobrze, mogę kupić. Dopytuję czy 75minutowy, bo on jest za wspomniane 2,20zł. Odpowiada, że tak. Postanawiam, że kupię dwa razem w tramwaju - sobie i dla niego. Tramwaj podjeżdża. Mój rozmówca nie wstaje. Wsiadam. On dalej siedzi. Drzwi się zamykają. No i został... Bez biletu. A ja z dezorientacją.

Źle się zrozumieliśmy czy wcale nie chodziło o bilet?



    Nie raz widziałam jak wokół publicznego śmietnika (takiego małego kubła, co stoi na przykład przy ławce w parku) leżą jakieś odpadki, plastikowe torby, butelki i tym podobne...

Wtedy w głowie pojawia się myśl - kurcze, tak ciężko trafić do kubła? Albo jak już nie trafisz to się schylić i podnieść?

Wracam ze spaceru (błoga chwila między zajęciami). Mijam taki jeden -wyżej przytoczony- publiczny śmietnik. Na kuble siedzi okazały czarny kruk. Nagle - łuup - nurkuje dziobem w kuble. Wygrzebuje z niego plastikową reklamówkę i siuup - łup ląduje na trawie. Nurkuje dalej. Siuup - kolejna reklamówka. Później jakiś papier. Ewidentnie czegoś szuka. Zdobycze tworzą coraz pokaźniejszą stertę obok kubła.                                                                                 Wybacz wyimaginowany człowieku, którego kiedykolwiek wykreowałam i oskarżyłam niesłusznie o zaśmiecanie terenu.


    Te kruki to ciekawe stworzonka. Dzisiejszy spacer po parku również stał się przestrzenią, by jeden z nich mnie zaskoczył.                                                                                                        Patrzę na czarnego delikwenta przechadzającego się po trawie. Nagle coś znalazł. Chyba kawałek chleba czy bułki. Ktoś w tym parku dokarmia ptaki. Obok była kałuża. Chlup - pokarm do kałuży. O niee, posiłek stracony. Jednak po chwili go wyjął i zjadł. Z następnym znalezionym kawałkiem było tak samo. Skubany... rozmiękcza sobie pieczywo. Sprytnie.




    Wychowywanie bez kar i nagród. A co z pochwałami? Przecież to pewien rodzaj nagrody... I jak odróżnić karę od zapowiedzianej konsekwencji?

Żadnej rywalizacji. Czyli bez wyścigów, konkursów, zawodów.

Wspieramy poprzez relację. Mamy wzgląd na granice. Świadomi procesu grupowego.

                                                                         ~ Cząstka owoców stażu


                     


wtorek, 18 maja 2021

Uśmiechy przeszłości

 

    W minionym tygodniu wiele się działo. Był to intensywny, pełen radości czas, dopełniony nutką stresu. Nie będę tu wszystkiego rozpisywać i rozkładać na czynniki pierwsze, ale podzielę się refleksją, która się w tym okresie zrodziła w moim sercu:       

      Miłość jest wtedy, gdy w GPSie jako cel podróży wpisujesz szczęście drugiej osoby i nie zbaczasz z trasy.

  To zdanie raczej nie wymaga tłumaczenia. Zatem zostawiam je, tak po prostu.


    Konie - dzikie, szybkie jak wiatr, a przy tym tak naturalnie piękne. Na ich widok serce zaczyna bić szybciej, rwie się do bliżej nieokreślonej wolności. Moja niespełniona pasja z dzieciństwa. Przygoda rozpoczęta i urwana gdzieś przy samej linii startu. A teraz... po wielu latach znów postanowiłam usiąść w siodle. To trudniejsze niż mi się wydawało. Przez te lata wszystko jakby wyparowało (wszystko poza miłością i zachwytem), trzeba się uczyć na nowo. Mimo trudności, jestem dumna z tej decyzji. Dumna i przeszczęśliwa, że znów mogłam tego doświadczyć. 


   Nie tylko na tej przestrzeni uśmiechnęła się do mnie przeszłość...

Od jakiegoś czasu nie dawała mi spokoju myśl o niej - przyjaciółce z początków liceum. Już w połowie wspólnej nauki nasze więzi się poluzowały. A po ostatniej klasie, drogi się zupełnie rozeszły. Każda w swoją stronę. Znałam pojedyncze szczegóły z jej życia, dzięki Facebookowi. Wywiało ją za granicę, wyszła za mąż, ma przeuroczego synka. Może do niej napiszę? Zapytam co u niej, jak jej się żyje, czy jest szczęśliwa... Miło byłoby odnowić kontakt. Przecież byłyśmy sobie bliskie. Ciekawe czy wciąż byśmy się tak dobrze rozumiały. Ale trochę tak głupio, tak nagle, po takim czasie milczenia. Długo zbierałam się na odwagę, ale w końcu wysyłam wiadomość. Odpisuje mi. Jest szczęśliwa, że napisałam. Ja też. Wymieniamy długie wiadomości. Mamy ogromne zaległości. Nagle wysyła mi fotki prawdziwych skarbów - naszych wspólnych wspomnień. Liściki, zapiski, adnotacje - wszystko starannie przechowywane. Przez tyle lat. W nienaruszonym stanie. To wzruszające. Jestem jeszcze bardziej zadowolona, że zdecydowałam się do niej odezwać.


Idę w stronę Pałacu Kultury, mieli gdzieś tam na mnie czekać. Wspomnieli o fontannie, więc zmierzam w jej kierunku. Widzę ich, siedzą na ławeczce. Trzej wystrojeni w garnitury mężczyźni - trudno ich nie rozpoznać. Zaraz do nich dołączę. Przelotnie zerkam na ławkę obok, siedzi na niej młodzieniec z plecakiem. Spogląda na mnie i nasze spojrzenia się spotykają. Skądś kojarzę te rysy twarzy. Jego uśmiech mnie w tym utwierdza. Przytrzymuję się, próbując sobie przypomnieć. Tak. To on! Rozpoznajemy się w tym samym momencie. Też nie był pewien. W końcu nie widzieliśmy się przez kilka lat. Kontakt jakoś się urwał. I teraz po takim czasie, nasze drogi niespodziewanie krzyżują się tu, w stolicy. Kto by pomyślał. Przyjaciel sprzed lat, planuje przeprowadzić się do Warszawy. Był właśnie na rozmowie o pracę, a teraz siedzi i czeka na autobus do Ełku. Niesamowite spotkanie.


Lubię takie uśmiechy przeszłości. Czasem mam wyrzuty sumienia, że pędzę do przodu zostawiając poszczególne elementy swojego świata gdzieś w tyle, za sobą. Robię miejsce na nowe, gromadzone na bieżąco. Niby taka kolej rzeczy, jednak warto czasem wrócić do tych, które zostawiły po sobie trwały ślad.

wtorek, 11 maja 2021

Nie mam ludzkich odruchów?

    Każdego dnia staram się być najlepszą wersją siebie. Nie zawsze wychodzi...
Moje automatyczne odruchy nie zawsze są takie, jakie bym chciała. Wracając myślami do różnych zdarzeń, setki razy zadaję sobie pytanie - dlaczego tak zareagowałam? 


    Wracając z pracy zauważyłam na ławeczce w parku mężczyznę. Na pierwszy rzut oka typowy menel. Nieświeże ubrania, zniszczone buty, kaptur naciągnięty na głowę. Siedział zgięty w pół. Zwolniłam kroku bacznie się mu przyglądając. Czy na pewno jest pijany? A może źle się czuje? Chyba śpi. A co jeśli nie? 
Wahałam się. Podejść i zapytać czy wszystko w porządku, czy też iść dalej? Głupio było zatrzymać się i stać przy nim nie podejmując żadnych działań. Bałam się jednak skutków "interwencji", co jeśli zareaguje agresywnie? 
Postanowiłam obejść park, aby znów obok niego przechodzić. Tym razem zwolniłam jeszcze bardziej. Podniósł głowę, spojrzał przed siebie, po czym dalej się schylił. Chyba nic mu nie jest. Po prostu odsypia. Poszłam dalej. 
A jeśli jednak coś więcej mu dolegało i potrzebował pomocy? Mogłam chociaż zapytać... Sama nie wiem. Trudne dylematy. Z jednej strony nie chcę być obojętna, a z drugiej, może ta sytuacja wcale nie wymagała interwencji.
                                 

    Część mnie jest zdecydowana, pewna siebie, chętna do pomocy i odważnie wyciągająca dłoń. Wewnętrzny dorosły, panujący nad sytuacją. Jest też wewnętrzne dziecko. Często niepewne, wystraszone, nieustannie pytające jak zostanie odebrane przez innych ludzi. Czasem zapominam o tym, by wewnętrzny dorosły zaopiekował się wewnętrznym dzieckiem. Służy to zachowaniu harmonii. Wewnętrznego ładu. Widząc wystraszone dziecko zareagowałabym natychmiast, bez chwili wahania. A jednak te tkwiące we mnie zdarza mi się zaniedbywać. 






    

wtorek, 4 maja 2021

Majówka

 Majówkę postanowiłam spędzić na Suwalszczyźnie. Zielone tereny, wokół kilka jezior, rzek. Plany były barwne; jakiś spływ lub żaglówka, grill, wycieczka rowerowa i tak dalej. Miało być aktywnie. 

Otworzyłam oczy, wstałam i podeszłam do okna. Co? Przetarłam oczy. Serio? Śnieg?! W maju??

Patrząc na opadające płatki śniegu myślami wracałam do ostatnich kilku dni w Warszawie. Dni ciepłych, słonecznych, wróżących nadchodzącą wiosnę. Cieszyłam się, że wtedy w pełni wykorzystałam piękną pogodę. Długie spacery, przejażdżki rowerowe, podziwianie kwitnących kwiatów i wsłuchiwanie się w świergot ożywionych ptaków - co miało być tylko rozgrzewką przed weekendem majowym. Dzięki tamtym chwilom łatwiej było mi przyjąć rzeczywistość, która zawiodła. Gdyż pogoda w Suwałkach postanowiła nie być łaskawą. Wiatr, deszcz, przez moment nawet śnieg. Bardzo niewiele udało się zrealizować.

 

Pisząc to zauważam, że korzystanie w pełni z dobrodziejstw życia jest receptą na radzenie sobie z niepowodzeniami. Jeśli na co dzień ładuję do pełna "zbiorniczek" satysfakcji, to w momencie, gdy coś się nie powiedzie - ona spadnie, ale nie z poziomu 0, tylko ze 100%, czyli jakiś zapas jeszcze zostanie 😀 (taka luźna refleksja)

 

Wracając do majówki...

Chociaż większość wizji zakończyła się niepowodzeniem, udało mi się odwiedzić Dolinę Rospudy, Studzieniczną i Dowspudę. Także nienajgorzej. Ponadto, pod wieczór w przeddzień wyjazdu słońce postanowiło jednak ułaskawić ziemię swoim delikatnym blaskiem. Udało mi się wybrać na krótki spacer nad rzekę. Do tego, że dzień ten zaliczam do udanych, przyczyniła się również jazda odrestaurowanym, pięknym okazem ze zdjęcia.



Prowadzenie tego zabytku to nie lada wyzwanie, ale i cenne doświadczenie.

 

Wpis ten powstaje już w trasie do Warszawy. Słońce przygrzewa. Uśmiecha się, jakby z przekorą, na tle błękitnego nieba.

Pozdrawiam i ściskam!

środa, 28 kwietnia 2021

Początki bywają trudne

 Dziś na spacerze pomyślałam sobie, że chciałabym zacząć coś nowego, kreatywnego i w dodatku łatwo dostępnego. Owocem tych refleksji jest ten oto blog. Zobaczymy co z tego będzie, ale lepiej spróbować, niż nie robić nic 😉

 

Podczas spaceru poznałam nową koleżankę. Cooo? W czasach pandemii? Nowe znajomości? Twarzą w twarz? A co z dystansem społecznym?!

Owa istotka - niefarbowana rudzielka o bystrym, ciekawskim spojrzeniu - okazała się mieć przemiłe i wielce odważne usposobienie. W dodatku jest niebywale fotogeniczna. Nic mi o tym nie wspomniała, aczkolwiek podejrzewam, że ma już nie jedną sesję zdjęciową za sobą. Zdradziła ją gracja i pewność siebie przed obiektywem (załączam jedno ze zdjęć jako dowód).





To spotkanie zrodziło we mnie myśl - żyjemy w czasach, w których zwierzęta podchodzą bliżej niż ludzie. Patrzą ze zdziwieniem, a może i kpiną, na nas - zamaskowanych. 

Dzikie zwierzęta - te, które z natury unikają spotkań z człowiekiem - skracają dystans widząc jak my go wydłużamy względem siebie. 

Ile jeszcze to potrwa? Chciałabym, aby sytuacja się ustabilizowała. Nie chcę by wybrzmiało, że kpię z tych wszystkich reguł i wprowadzanych zasad. Nie. Zdrowie jest bardzo ważne. Ja po prostu tęsknię za ludźmi. Za spontanicznie wymienianymi z przechodniami uśmiechami - które kiedyś robiły mi dzień. Za byciem blisko, bez sztucznie wytwarzanych przez lęk barier. 

Ostatnio jadąc autobusem zauważyłam ciągającego nosem chłopaka - na oko 17 latek. Od razu wyszukałam w torebce paczkę chusteczek. Ale STOP! Jest pandemia. Czy mogę w ogóle podejść? Zbliżyć się skracając dystans? BA! Czy mogę Mu podać chusteczki? Jak zostanę odebrana? Przez niego i przez ludzi wokół? Przez chwilę biłam się z myślami. Schowałam chusteczki. Ciągał nosem co raz, jeszcze przez 4 przystanki i wysiadł. Nieświadom walki toczonej w Jego interesie.

Zaciskam zęby i czekam, czekam na lepszy czas. Ale nie bezczynnie - może ten blog jest nowym sposobem na nowe relacje? Na pewno na wyrażanie siebie.

Ale przede wszystkim mam nadzieję, iż to dzieło nauczy mnie mieć jeszcze szerzej otwarte oczy na świat wokół mnie; na naturę, zwierzęta i ludzi. Zobaczymy.

Zapraszam do wyruszenia ze mną na ten mój nowy szlak.

Pozdrawiam i ściskam!