Każdego dnia staram się być najlepszą wersją siebie. Nie zawsze wychodzi...
Moje automatyczne odruchy nie zawsze są takie, jakie bym chciała. Wracając myślami do różnych zdarzeń, setki razy zadaję sobie pytanie - dlaczego tak zareagowałam?
Wracając z pracy zauważyłam na ławeczce w parku mężczyznę. Na pierwszy rzut oka typowy menel. Nieświeże ubrania, zniszczone buty, kaptur naciągnięty na głowę. Siedział zgięty w pół. Zwolniłam kroku bacznie się mu przyglądając. Czy na pewno jest pijany? A może źle się czuje? Chyba śpi. A co jeśli nie?
Wahałam się. Podejść i zapytać czy wszystko w porządku, czy też iść dalej? Głupio było zatrzymać się i stać przy nim nie podejmując żadnych działań. Bałam się jednak skutków "interwencji", co jeśli zareaguje agresywnie?
Postanowiłam obejść park, aby znów obok niego przechodzić. Tym razem zwolniłam jeszcze bardziej. Podniósł głowę, spojrzał przed siebie, po czym dalej się schylił. Chyba nic mu nie jest. Po prostu odsypia. Poszłam dalej.
A jeśli jednak coś więcej mu dolegało i potrzebował pomocy? Mogłam chociaż zapytać... Sama nie wiem. Trudne dylematy. Z jednej strony nie chcę być obojętna, a z drugiej, może ta sytuacja wcale nie wymagała interwencji.

Część mnie jest zdecydowana, pewna siebie, chętna do pomocy i odważnie wyciągająca dłoń. Wewnętrzny dorosły, panujący nad sytuacją. Jest też wewnętrzne dziecko. Często niepewne, wystraszone, nieustannie pytające jak zostanie odebrane przez innych ludzi. Czasem zapominam o tym, by wewnętrzny dorosły zaopiekował się wewnętrznym dzieckiem. Służy to zachowaniu harmonii. Wewnętrznego ładu. Widząc wystraszone dziecko zareagowałabym natychmiast, bez chwili wahania. A jednak te tkwiące we mnie zdarza mi się zaniedbywać.
Wcale się tobie nie dziwię, wiele osób ma podobne dylematy. Niby, będąc człowiekiem powinniśmy wyciągnąć pomocną dłoń, reagować ale ta niepewność, o której piszesz czasami tak bardzo nas blokuje, że stajemy się całkowicie obojętni na innych.
OdpowiedzUsuń